Przed Wami, bez zbędnego wstępu – Dawid Zastrożny!
Wywiady z Językowymi Siłaczami swoją premierę mają co piątek w grupie Językowa Siłka na Facebooku. Wywiad z Dawidem ukazał się oryginalnie w tym miejscu i tam też miała miejsce dyskusja członków naszej społeczności dotycząca tej rozmowy.
Dawid zaangażowany jest w nasz projekt niemalże od samego początku i gdyby nie jego wiedza, doświadczenie i cierpliwość w odpowiadaniu na moje pytania – Językowa Siłka nie byłaby tu, gdzie jest.
A kim jest Dawid? Jak sam o sobie napisał: „Nie byłbym sobą, gdyby nie nauka języków”. Zapraszam do lektury!
Opowiedz nam swoją językową historię – jakich języków się uczysz i dlaczego?
Zacząłem, kiedy miałem kilka lat, od niemieckiego i angielskiego – jednocześnie. Angielski został ze mną do dziś; polubiłem wolność, którą mi dał: wolność samodzielnego podróżowania po niemal całym świecie, a także wolność finansową, bo zawodowe szlify zdobywałem, tłumacząc pisemnie ten język.
W liceum wybrałem rosyjski, bo lubię jego brzmienie i fascynowała mnie cyrylica, którą – nieświadomie – pisałem jako kilkulatek (musiałem zobaczyć bukwy na grzbiecie jednej z mnóstwa książek w rodzinnym domu). Zdałem egzamin przed moskiewską komisją (w Polsce, bo w Rosji nigdy nie byłem) i był to jedyny raz, kiedy uczyłem się języka „interesownie”, omijając w ten sposób jedną maturę.
Na studia wybrałem językoznawstwo, a tam: znów angielski (nie tylko jako cały wachlarz przedmiotów – od gramatyki po wymowę, ale też język większości codziennych zajęć), znów rosyjski oraz specjalizacja w jednym z języków wschodnioazjatyckich. Hindi, wietnamski lub tajski. Wietnamski można było próbować odczytać od razu, ale tajskiego strzegły „zwierzątka”, a hindi „szlaczki” zamiast liter. W wietnamski wprowadzał studentów prof. Thuat Nguen Chi (późniejszy recenzent mojej pracy magisterskiej), władający piękną polszczyzną; hindi nauczał Polak biegły w tym języku, a liczba pół miliarda potencjalnych rozmówców kusiła.
Tajskiego uczyć mieli wyłącznie Tajowie, którzy po polsku nie znali ani słowa. Nie byłem pewien co wybrać, ale przypomniał mi się podarek od nieżyjącego już wtedy wujka-podróżnika, którego jako berbeć podziwiałem: zielona koszulka z haftowanym cekinami złotym słoniem i nazwą miejsca tak odległego, że równie dobrze mogłoby leżeć – tak wtedy myślałem – na Księżycu. Wybrałem tajski.
Uruchomiłem wtedy ciąg zdarzeń, który popchnął mnie w zupełnie niespodziewanym kierunku: na targ lamp, gdzie przed otwarciem straganu uczyłem się vipassany, w towarzystwo ambasadora, którego kilka słów z przejęciem wygłaszałem ze sceny, na pakę furgonetki, której kierowca – w podzięce za nić porozumienia – ofiarował mi buddyjski talizman, a nawet ku chwili, kiedy powąchałem świeżą farbę drukarską w niewielkiej, czerwonej książce, na której okładce był biały słoń i moje nazwisko.
Oprócz tajskiego wybrałem też – wpraszając się na wykłady – arabski, którego uczyła się moja najlepsza przyjaciółka i przyszła ukochana żona. Potem zaczęły się podróże, a każda podróż to kolejna nauka: japońskich alfabetów (dzięki czemu błądząc w tokijskiej nocy dostrzegłem z oddali szyld hotelu), maoryskich nazw geograficznych, czy hebrajskiego pisma (nigdy bym bez jego znajomości nie zjadł tak dobrego sabichu!).
Nauczyłem się też podstaw norweskiego, po prostu korzystając z okazji; miałem też okazję w tym języku później porozmawiać, bo wśród moich bliskich są Norwegowie. Nigdy nie traktowałem nauki języków jako klucza do kariery. Uczę się ich z ciekawości świata i zauważyłem, że to ona otwiera wiele drzwi (i okien, wpuszczając świeże powietrze).
Jakie są Twoje ulubione metody nauki języków? Jak w tym momencie wygląda Twoja nauka?
Nie lubię być analfabetą, więc chętnie uczę się odczytywać pismo niełacińskie. Zwykle zaczynam od prób zapisu (fonetycznego, a więc często błędnego) popularnych słów z danego języka: nazw miejsc, imion, marek samochodów… Przed podróżą do Japonii zapamiętałem hiraganę i katakanę dzięki Hondzie, Mazdzie, Toyocie i Subaru! Potem sprawdzam czy i gdzie zawiodła mnie intuicja i próbuję zrozumieć rozbieżności w prawidłowym zapisie, ucząc się w ten sposób zrębów zasad.
Kiedy braknie mi słownika, sięgam po polskie słowa i ich fonetycznym zapisem kaleczę pismo innego języka, które szybko przestaje być obce: na alfabety japońskie potrzebowałem dwóch tygodni, hebrajski zapamiętałem w tydzień. Spróbujcie, może i Wam przyda się ten sposób? Lubię fiszki, ale największą frajdę (i efekt) zauważyłem podczas pracy z Rosetta Stone – nauka z tym narzędziem polega na „rozpoznaniu walką”: bez pomocy żadnego języka pośredniego, bez wyjaśnień, intuicyjnie, jak dziecko. Fascynuje mnie etymologia słów i jej śledzenie też bardzo dużo mnie uczy.
A jakie są w tym momencie Twoje największe językowe zagwozdki? Z czym masz problemy, jak starasz się sobie z nimi radzić oraz w czym inni Siłacze mogliby Ci pomóc?
Nie lubię mówić i mija dużo czasu, zanim się odezwę. Wolę wypowiedzi pisemne, bo dają czas na zastanowienie jak i co oraz czy w ogóle coś chcę powiedzieć. To się nazywa introwersja, nazywa się to też perfekcjonizm. Akceptuję te cechy swojego charakteru i uważam za pomocne, kiedy akceptują je również inni.
Powiedz coś więcej o sobie – czym się zajmujesz w życiu? Co jest dla Ciebie ważne? Jakie masz pasje, co Cię inspiruje?
Jestem szczęśliwym człowiekiem. Mam szczęście spotykać dobrych, mądrych ludzi (niewielu, ale jednak), oglądać wyjątkowo piękne miejsca i doświadczać naprawdę fajnych rzeczy (niefajnych też, ale te fajne wszystko rekompensują). Dużo czytam – kiedy coś mnie zainteresuje, chcę o tym wiedzieć wszystko. Nie marnuję czasu na oglądanie telewizji ani przeżywanie cudzych żyć. Dużo i daleko podróżuję, żeby zderzać się z innym: innym zapachem powietrza i kolorem światła, innymi dźwiękami otoczenia, innym smakiem jedzenia i wreszcie innym sposobem postrzegania świata; takie zderzenie pozwala mi poczuć, że naprawdę żyję. Że czegoś nie wiedziałem, że w czymś nie miałem racji. Te rozmyślania pomogły mi odważyć się na kwestionowanie rzeczy – wydawało mi się – wyrytych w kamieniu; reagować tolerancją na to, co nieszkodliwe, i bezwzględną niezgodą na to, co krzywdzące.
Taka postawa pomaga mi również zawodowo, bo zarabiam na życie jako projektant user experience (większość z Was pewnie korzystała z efektów mojej pracy). Cieszę się, że to zajęcie pomaga innym i nie powoduje niczyjego cierpienia. Jestem wegetarianinem i bezkompromisowym przeciwnikiem łowiectwa. Uwielbiam rośliny – zazieleniam każdy kąt domu, głównie orchideami. Kocham zwierzęta (no, może poza ludźmi), zwłaszcza koty i ptaki (dlatego moja kotka ogląda je tylko przez szybę). Pasjami słucham muzyki, przeważnie klasycznej i black metalu (wbrew pozorom tym dwóm wyrazom emocji wcale nie jest do siebie daleko i jeśli macie teraz przed oczami wymalowanych bielą/krwią szaleńców, wywrzaskujących litanie do szatana, to zachęcam do wysłuchania twórczości np. polskiego zespołu Mgła – to potężna muzyka i inteligentne, pisane kwiecistą angielszczyzną, niemal poetyckie teksty). Jestem zwolennikiem hipotezy Sapira-Whorfa, że język decyduje o tym, co myślimy, a może i kim jesteśmy. Ja nie byłbym sobą, gdyby nie nauka języków.
Czy chcesz przekazać Językowym Siłaczom coś jeszcze od siebie?
Zapraszam Was do krótkiej lektury moich dwóch najważniejszych tekstów:
अहिंसा परमो धर्मः धर्म हिंसा तथैव च: l