Na wstępie (jako że jest to mój pierwszy wywód) pozwolę sobie na odrobinę prywaty i przedstawię pokrótce moją przygodę z nauką języków z pominięciem języka angielskiego, którego znajomość uważam za mniej lub bardziej przyjemny obowiązek.

Początek przygody
W trakcie studiów uczęszczałem na lektorat z języka szwedzkiego prowadzony przez przemiłą panią Annę, która uwielbia Szwecję i jest przewodnikiem. Przyznam, że poniekąd zaraziła mnie „szwecjomanią” i jeszcze przez rok po ukończeniu zajęć uczyłem się we własnym zakresie, podśpiewując kolędy czy też piosenki o żabkach i świnkach. Obecnie szwedzkiego nie pielęgnuję, bowiem przekierowałem swoją sympatię na kraj i język, z którym wiąże się słynne powiedzenie: „Lengyel, magyar két jó barát, együtt harcol, s issza borát”, podkreślające silne związki historyczne pomiędzy Rzeczpospolitą a Węgrami.
Jak zaczęło się szaleństwo związane z Węgrami? Gdy byłem młodszy, odwiedziłem Węgry kilkukrotnie, ale ani specjalnie nie byłem świadom, co to za kraj, ani nie wiedziałem, co nas, Polaków, z nimi łączy i tak dalej. Pamiętałem, że jadłem gyümölcsleves (zupę owocową) i że była ona całkiem smaczna. W głowie utkwiła mi również jakość basenów w Hajdúszoboszló i zburzony już budapesztański stadion im. Ferenca Puskása. Absolutny chaos.

Wyprawa na Węgry
W lipcu bieżącego roku trafiłem na kanał Anny Butrym (hungarystki, tłumaczki oraz konferansjerki), która swoją youtube’ową serią pt. „Węgierska Randka” odświeżyła moje wspomnienia związane z Węgrami. Tak oto narodził się pomysł wyprawy do Budapesztu, gdzie we wrześniu udałem się z moim szanownym bratem na nieco ponad tydzień. Przemierzyliśmy stolicę wzdłuż i wszerz, pokonując pieszo ponad 100 kilometrów!
Nie ukrywam, że przed wyjazdem próbowałem zapoznać się z podstawowymi zwrotami, które mogły okazać się pomocne, ale było już za późno, więc wyruszyliśmy, znając jedynie język ojczysty i angielski. Gdy się tak szwendaliśmy tu i ówdzie, wyłapywałem coraz więcej zwrotów, które po powrocie do hotelu tłumaczyłem, a potem próbowałem sobie poradzić z ich ponowną wymową. Oczywiście na początku moja nauka miała formę zabawy polegającej najzwyczajniej na prześmiewaniu dziwacznej wymowy oraz samych wyrazów, które były zupełnie inne od tego, co do tej pory miałem okazję poznać. I tak po nitce do kłębka…
W poszukiwaniu materiałów
Po powrocie do Polski zacząłem szukać podręczników do nauki języka węgierskiego, wśród których jest tak duży wybór, jak wśród napojów light na terenie Polski. Jeden, może dwa na krzyż – mówię oczywiście o zakupie online, co w porównaniu do oferty dotyczącej popularniejszych języków jest kroplą w morzu. Wiele osób uczy się hiszpańskiego, niemieckiego, francuskiego…, które są używane przez znaczną liczbę ludzi na świecie, a ja wpakowałem się w węgierski i nie żałuję!
W kolejnych wpisach postaram się Wam przedstawić, co tam faktycznie w trawie piszczy i dlaczego warto wybrać się do Budapesztu oraz na jaką formę zwiedzania się zdecydować. Zatem do następnego! 🙂
Michał Walczak
Michał Walczak, co do materiałów, to ja coś dorzucić od siebie mogę. Sam jestem strasznie zainteresowany ile tego węgierskiego to się można nauczyć w jakimś określonym czasie. Napisz albo tu albo mi na priv na fb z którymi językami radzisz sobie na tyle dobrze, że książki napisane w tych językach mógłbyś wykorzystać do nauki węgierskiego.
Dziekuję Stefanie! Oczywiście odezwę się do Ciebie w wiadomości prywatnej, a osoby zainteresowane materiałami do nauki języka węgierskiego proszę o wiadomość! Podzielę się tym, co posiadam. 🙂
Węgierski lubię najbardziej chyba za to, że jest tak bardzo inny od każdego znanego mi języka (nawet słowo policja jest kompletnie nie takie jak być „powinno”) i to że stosuje podobnie do islandzkiego zasadę puryzmu językowego. A po drugie – ciekawa jest kwestia z wymową, za nic nie mogę się przyzwyczaić, by sz czytać jako „s”, a s jako „sz”. 😀
Patryku! „S” i „sz” to nie problem! Przede wszystkim trzeba się przyzwyczaić, że podzielenie wyrazu na sylaby i odczytywanie go raz po raz ułatwia sprawę! Wspomniana przez Ciebie odmienność węgierskiego czyni go jeszcze atrakcyjniejszym językiem! 🙂