Przed Wami, bez zbędnego wstępu – Paweł Gościniak!
Wywiady z Językowymi Siłaczami swoją premierę mają co piątek w grupie Językowa Siłka na Facebooku. Wywiad z Pawłem ukazał się oryginalnie w tym miejscu i tam też miała miejsce dyskusja członków naszej społeczności dotycząca tej rozmowy.
Opowiedz nam swoją językową historię – jakich języków się uczysz i dlaczego?
Aktualnie skupiam się przede wszystkim na norweskim. Mieszkam od dwóch miesięcy w Norwegii, bardzo chciałbym bezproblemowo asymilować się ze społeczeństwem i pożyć tu kilka miesięcy, może lat. Wierzę, że płynna znajomość języka znacząco mi to ułatwi. Swoją przygodę „na poważnie” z językami zacząłem od niemieckiego. W liceum podchodziłem do matury podstawowej i bardzo spodobał mi się ten język. Uczyłem się go na różne sposoby – głównie przy użyciu szkolnego podręcznika i materiałów od nauczycielki, związanych przede wszystkim z maturą. Porzuciłem jednak niemiecki, chyba z braku konkretnej wewnętrznej motywacji. Trochę chciałem się go uczyć ze względu na zamiłowanie do Szwajcarii, ale w międzyczasie fascynacja tym krajem przycichła.
Kolejnym językiem, za który się wziąłem, był mandaryński. Często mówię, że kocham i nienawidzę Chin – kocham ze względu na język, kulturę, literaturę i wszystko wokół, nienawidzę za politykę, historię i podejście do ludzi. Mimo to niezwykle intryguje mnie to miejsce na Ziemi i chciałbym płynnie mówić po chińsku.
Paradoksalnie mój romans z mandaryńskim zaczął się bardzo racjonalnie – chciałem nauczyć się praktycznego języka, przydatnego w biznesie. Mandaryński spauzowałem na rzecz norweskiego, ale na pewno do niego wrócę.
Pomijam angielski, który mam na poziomie B2/C1. Jakoś się go nauczyłem w trakcie szkoły, w międzyczasie gry, seriale, artykuły i cała masa rzeczy sprawiły, że porozumiewam się płynnie i bez problemów. Chcę znać przynajmniej 5 języków w stopniu biegłym, ale myślę, że moje zamiłowanie do ich nauki doprowadzi mnie znacznie dalej.
Jakie są Twoje ulubione metody nauki języków? Jak w tym momencie wygląda Twoja nauka?
Moja metoda jest prosta, siermiężna i niezwykle skuteczna, o czym przekonuję się przy nauce norweskiego. Zainspirowałem się poradami z portalu https://universeofmemory.pl (lub .com, gdzie jest więcej artykułów w języku angielskim), który serdecznie polecam, szczególnie serię Niemiecki w 6 miesięcy, czyli obszerne case study mojego znajomego Dawida Straszaka. Również niesamowite są case study na stronie .com, gdzie autor bloga, Bartek Czekała, pokazuje swoją drogę do B2 w szwedzkim w 4 miesiące czy jednej z jego podopiecznych do B1 w fińskim w 3 miesiące.
Część metod wziąłem także z książki „Sekrety poliglotów” autorstwa Konrada Jerzaka vel Dobosza.
0) Gramatyka funkcjonalna i wymowa – na samym początku nauki języka uczę się podstawowej gramatyki, totalnych podstaw – 1 czas teraźniejszy, przeszły i przyszły, do tego trochę zaimków, spójników i przyimków. Zwracam uwagę także na wymowę, która przyda mi się w podpunkcie 2.
1) Fiszki – na podstawie tzw. frequency list tworzę proste zdania, które wklepuje do Anki. Kieruję się przy tym zasadą 20% nowych słów, 80% starych słów. Zdanie musi mnie rozwijać, ale nie może jednocześnie stanowić zbyt dużego wyzwania. Zacząłem od przerabiania 50 fiszek dziennie, teraz robię koło 100. Wklepanie fiszek na 1 dzień zajmuje mi pewnie od 40 do 60 min. Nauka nowych fiszek koło 25 min, powtórka starych od 25 do 30 min. Oczywiście gdybym się zdecydował na mniej, np. 20 fiszek dziennie i mniej powtórek (w Anki mam ustawione max 200 powtórek na dzień), to trwałoby to znacznie krócej. Aha no i fiszki na pierwszej stronie mam po polsku, na odwrocie są w języku obcym.
2) Rozmowa z samym sobą – poświęcam dziennie min. 10 min (zaczynałem od 5, żeby się nie przerazić, stopniowo to zwiększam, teraz robię to przez ok. 30 min dziennie) na mówienie do siebie. Jest to nauka aktywna, w dodatku wymagająca, która sprawia, że bardzo sprawnie słownictwo znane mi biernie (wykute z fiszek) przechodzi do grona aktywnego. Dzięki temu łatwiej będzie mi użyć tych wyrażeń w rozmowie z drugą osobą. Jeśli chodzi o tematy, na które „rozmawiam do siebie”, to listę biorę stąd: https://esldiscussions.com/
3) Słuchanie – nie ma wiele materiałów ćwiczeniowych do słuchania norweskiego, ale na YT korzystam z kanału NorwegianClass101. Jest tam kilkadziesiąt dialogów, które symulują realne sytuacje, np. zamówienie pizzy, zapytanie o drogę itd. Przesłuchałem je wszystkie, żeby wyrobić sobie podstawowe rozumienie wyraźnej, wolnej mowy. Potem przerzuciłem się na seriale z napisami w języku norweskim, bo moim zdaniem włączanie napisów polskich czy angielskich z norweskim głosem nic nie da. Zacząłem słuchać dopiero gdy nauczyłem się ok. 1000 słów. Wcześniej nie bardzo ma sens, chyba że w tle, żeby jakoś tam łapać dźwięki. Jednak osłuchiwanie się w tle nie jest nauką aktywną, tylko bierną, przez co nie działa tak dobrze jak świadomie oglądanie i słuchanie np. serialu w skupieniu.
4) Czat – po poznaniu ok. 2000 słów (stosunkowo niedawno) zacząłem szukać partnerów językowych. Wykorzystalem do tego aplikację Tandem, a także forum Reddit, konkretnie subforum languageexchange – jest tam masa chętnych ludzi. Mają też własny serwer na Discordzie, gdzie jest wiele osób. Językowych serwerów na Discordzie jest w zasadzie cała masa.
5) Czytanie – czytam w zasadzie dla funu niż dla nauki. Ciesze się, jak widzę progres w rozumieniu artykułów w gazecie. Na początku łapałem pojedyncze słówka, potem ogólny kontekst, a teraz powoli ogarniam też szczegóły. Czytanie raczej olewam, bo to nauka bierna i jest dobra dopiero gdzieś na B2. Języka uczę się po to, żeby rozmawiać, a nie czytać, więc nie jest mi to szczególnie potrzebne.6) Myślenie w języku obcym – zmuszam się ostatnio, żeby nie myśleć po polsku, tylko po norwesku.Ostrzegam, boli głowa. Kucie fiszek boli, jest męczące i wymaga dużej siły woli do systematyczności. Ich ręczne wprowadzanie (co bardzo polecam, bo daje lepszy efekt niż ściąganie gotowej talii) również. Regularna rozmowa z samym sobą na początku wydaje się niemożliwa, chociaż po pewnym czasie uważam, że jest genialna i naprawdę przyjemna. A jakie daje efekty!
Uważam, że w nauce języków trzeba być przede wszystkim tytanem pracy, systematycznym i zaangażowanym. Nie ma drogi na skróty, jest tylko, jak to ktoś ładnie podsumował „siedzenie w gaciach i klikanie w fiszki”. Zaczynam rozumieć, że proces, który opisałem, jest trudny, niekoniecznie przyjemny, ale niezwykle skuteczny. Można się uczyć w przyjemny sposób, też to robiłem, ale to nie daje aż takich efektów.
A jakie są w tym momencie Twoje największe językowe zagwozdki? Z czym masz problemy, jak starasz się sobie z nimi radzić oraz w czym inni Siłacze mogliby Ci pomóc?
Powiedz coś więcej o sobie – czym się zajmujesz w życiu? Co jest dla Ciebie ważne? Jakie masz pasje, co Cię inspiruje?
W wolnym norweskim czasie przemierzam góry, lasy i jeziora, bo kocham podróżować z plecakiem. Lubię też podróżować stopem i chciałbym kiedyś w ten sposób zwiedzić świat, a potem kupić sobie busa i zrobić to z przyjaciółmi. Najbardziej uwielbiam jednak ludzi i dlatego marzę o zostaniu psychoterapeutą, aby wyciągać ich z poważnych problemów. Gram też na harmonijce i robię memy. Sympatyzuję też ze stoikami rzymskimi i ich podejściem do życia.
Czy chciałbyś przekazać Językowym Siłaczom coś jeszcze od siebie?
Ja chcę żyć w Norwegii i dlatego każdego dnia poświęcam 4-5 godzin, żeby uczyć się języka. Motywację z kolei musicie podbudować dyscypliną, solidną, regularną pracą z dnia na dzień (choć może Olek mnie skarci, bo on woli z tygodnia na tydzień).
Miałem pseudo motywację do nauki niemieckiego i przestałem się go uczyć. Nie czułem mandaryńskiego aż tak mocno, jak teraz, więc też odpuściłem (wrócę dopiero, kiedy dociągnę norweski na B2, bo to aktualnie mój priorytet).
I choć to, co mówię, brzmi bardzo chłodno, to jest jedna rzecz, której nie dostrzegamy, a jest cholernie ważna. Nie musisz uczyć się systematycznie 5 godzin dziennie. Wystarczy, że nauczysz się 5 słówek dziennie choćby przez 5 minut. W rok nauczysz sie w ten sposób ok. 1500 słów, a czas i tak minie.