Z Wiktorem Jodłowskim znamy się już od jakiegoś czasu. I choć ja popularyzuję raczej samodzielną naukę języków, ucząc się ich bez korzystania z lektorów, a Wiktor jest założycielem szkoły języka angielskiego… to dogadujemy się w kwestii nauczania języków zaskakująco dobrze. Prawdopodobnie dlatego, że Talkersi szkołą są tylko w teorii. W praktyce jest to raczej organizacja, która pomaga w przełamywaniu bariery w mówieniu po angielsku. Niekoniecznie tradycyjnymi metodami. Miałem okazję się o tym przekonać, kiedy Wiktor zaprosił mnie do przetestowania usług Talkersów i sprawdzenia na własnej skórze stosowanych przez nich metod.
Talkersi – czyli kto?
Wiktor i jego zespół pomagają Polakom w przełamywaniu bariery w mówieniu po angielsku. Co ciekawe – robią to nie tylko w ramach indywidualnych kursów angielskiego. Prowadzą też bloga, co dwa tygodnie wysyłają nietypowy newsletter, a także raz na kwartał organizują spotkania językowe The Big Social English Night, w ramach których można w luźnej atmosferze porozmawiać w języku królowej Elżbiety, LeBrona Jamesa i Johna, sklepikarza z przedmieść Sydney.
Jednak główną działalnością Talkersów są indywidualne kursy języka angielskiego. Jak można przeczytać na stronie internetowej https://talkersi.pl motto firmy jest bardzo proste:
Wierzymy, że najłatwiej nauczysz się mówić poprzez… mówienie. Dlatego nasza metoda opiera się na dwóch filarach: intensywnych konwersacjach z lektorem i sumiennej pracy własnej.
Ci, którzy czytali moją książkę lub uważnie śledzą mnie w internecie, wiedzą, iż często wspominam, że nie da się nauczyć mówienia poprzez czytanie, słuchanie, ani nawet naukę gramatyki i słownictwa. Wszystko to jest oczywiście pomocne, ale mówić nauczymy się tylko… mówiąc. W nauce języka zawsze kluczowa jest baza w postaci słownictwa, wymowy i gramatyki. Jeśli chodzi o używanie języka w praktyce, to dzieli się ono na cztery sprawności. Bierne: słuchanie i czytanie oraz aktywne: mówienie i pisanie. Wiele osób odzywa się do mnie z problemem pod tytułem: „dużo rozumiem, ale mam problemy z mówieniem”. Ale kiedy pytam takie osoby, w jaki sposób ćwiczą mówienie… często okazuje się, że w ogóle tego nie robią! A mówić można się nauczyć tylko poprzez aktywne używanie języka!

Metoda
Najważniejszym elementem metody Talkersów jest to, że masz do dyspozycji swojego osobistego lektora, który jest Twoim opiekunem/mentorem podczas Twojej pracy z językiem. Komunikacja z lektorem odbywa się w 100% po angielsku – zarówno na lekcjach, jak i poza nimi. Razem robicie wszystko, by język angielski stał się dla Ciebie jak najbardziej naturalnym sposobem komunikacji i by wydarzyło się to najszybciej jak to tylko możliwe. Oprócz tego, proces nauczania jest dostosowany do Twojego celu w nauce. Inaczej wygląda w przypadku klientów, którzy chcą wyemigrować do krajów anglojęzycznych, inaczej w przypadku osób, które potrzebują angielskiego podczas podróży, a jeszcze inaczej kiedy uczeń chce używać języka podczas rozmów biznesowych.
Najczęstszy model współpracy wygląda tak, że konwersacje z lektorem odbywają się raz w tygodniu, a w pozostałe dni klient uczy się samodzielnie, ćwicząc słownictwo oraz gramatykę, a także sprawności słuchania, czytania i pisania. Co ważne – lektor czuwa nad progresem swojego podopiecznego i dobiera dla niego materiały do nauki. konkretne artykuły, audycje, audiobooki. Wszystko to dostosowane do celu, jaki klient ma w nauce, a także do jego zainteresowań, pasji i potrzeb.
Więcej podobnych smaczków na Instagramie Wiktora.
Kluczowe w metodzie Talkersów jest też to, że celem firmy jest nauczyć klienta porozumiewać się po angielsku jak najszybciej i jak najbardziej skutecznie. Kursy nie są na siłę wydłużane, by uzależnić ucznia od siebie, a lektor stara się wzmocnić u podopiecznego poczucie samodzielności i odpowiedzialności, pokazując mu jak skutecznie się uczyć, a przy okazji znacznie przyspieszając ten proces poprzez zanurzenie w angielskim podczas cotygodniowych konwersacji. Ale nie tylko. Lektor pokazuje też podopiecznemu, jak można zanurzyć się w oceanie języka angielskiego i zamiast co chwilę z niego wyskakiwać i z powrotem wskakiwać, po prostu w nim pozostać i nauczyć się pływać. O 16 sposobach na zanurzenie się w języku angielskim, Wiktor pisał już nawet na łamach Językowej Siłki.
Dlaczego napisałem, że Talkersi to szkoła językowa, która nie jest szkołą? Szczerze mówiąc, jeśli znasz moje podejście do języków, to po przeczytaniu powyższego fragmentu jesteś w stanie stwierdzić, że Talkersom znacznie bliżej do moich treningów językowych, niż do stereotypowej prywatnej szkoły językowej. Wiktor i jego zespół stawiają na szybkie efekty w nauce angielskiego poprzez połączenie wsparcia profesjonalnych lektorów i mądrej pracy własnej.
Umowa, ceny i formalności
Aby przygotować tę recenzję maksymalnie uczciwie, poprosiłem też zespół zarządzający Talkersami o wgląd do tego, jak wygląda umowa zawierana pomiędzy szkołą i klientem. Jeśli chodzi o ceny – są one obliczane indywidualnie na bazie długości kontraktu, częstości zajęć, itd. Na szczęście biuro bardzo sprawnie odpowiada na maile i telefony, więc wszystkie informacje można uzyskać bez szczególnej gimnastyki i zbędnego szargania nerów. Co bardzo ważne – w umowie brak haczyków, kar umownych i wielu innych elementów, które często odstraszają ludzi przed podpisywaniem długoterminowych kontraktów.
Moje lekcje
Osobiście miałem okazję wziąć udział w całym procesie, przez jaki przechodzi każdy kursant Talkersów. Od kontaktu z biurem, poprzez umawianie wygodnych terminów, aż po lekcje z lektorami. Jedyna różnica jest taka, że klienci zawsze mają jednego lektora, który jest ich językowym opiekunem. Ja poprosiłem o to, abym mógł przetestować różnych lektorów w różnych warunkach. Dlatego miałem okazję wziąć udział w trzech lekcjach z trzema różnymi lektorami (a w zasadzie lektorkami). Dwie z nich odbyły się poprzez Skype, a na jedną udałem się do głównej siedziby Talkersów, która znajduje się w centrum Gdyni. Oprócz tego na stacjonarne kursy można uczęszczać w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu i Krakowie.
Wszystkie moje lekcje trwały godzinę i odbyły się w całości po angielsku. W moim wypadku, nie był to żaden problem, bo mówię w tym języku biegle, dlatego ciężko mi powiedzieć jak takie zanurzenie podczas lekcji wyglądałoby dla mniej zaawansowanego ucznia. Podejrzewam jednak, że nie byłby to duży problem, bo wszystkie lektorki, z którymi miałem przyjemność rozmawiać, były naprawdę dobre w swoim fachu. Poza tym, proces przełamywania bariery w mówieniu, zakłada że jakaś bariera musi na początku istnieć. Z uczniem, który nie mówi jeszcze swobodnie po angielsku zawsze można po prostu rozmawiać wolniej, pomóc mu używać prostszych słów, itd.
Basia i Magda
Moje pierwsze dwie lekcje odbyły się przez internet. W obydwu przypadkach procedura była niemal identyczna: jeszcze kilka dni przed lekcją, osoby z biura poprosiły mnie o to, abym powiedział im, jakie tematy mnie interesują i co chciałbym usprawnić w swoim angielskim. Następnie uwagi te zostały przekazane lektorkom. Później natomiast Basia i Magda kilka dni przed naszymi wirtualnymi spotkaniami odezwały się do mnie, przywitały się i podały swój nick na platformie Skype.
Z Basią rozmawiałem jako pierwszą i na samym początku lekcji otrzymałem garść informacji organizacyjnych, dotyczących głównie tego, jak wygląda kontakt z lektorem w przypadku stałej współpracy. Pierwszoplanowym tematem naszej rozmowy były wady i zalety pracy przez internet. Jako że oboje pracujemy w ten sposób (Basia jako lektorka angielskiego, ja jako trener językowy oraz osoba prowadząca firmę w internecie), mieliśmy naprawdę wiele do opowiedzenia. Basia szybko wyłapywała momenty, w których popełniałem błędy i staraliśmy się je od razu korygować – szczególnie te związane z angielskimi conditionalami, których od zawsze używam na wyczucie i zdarza mi się przy korzystaniu z nich popełniać błędy. W trakcie rozmowy pojawił się też nowy dla mnie idiom pull your socks up, kiedy Basia zasugerowała, że to co właśnie powiedziałem, mógłbym bardziej zgrabnie ująć używając tej właśnie konstrukcji.
Rozmowy z Magdą nie będę opisywał aż tak szczegółowo, gdyż przebiegała bardzo podobnie. Różnił się jedynie temat rozmowy, bo konwersowaliśmy głównie o językach i podróżach. Co bardzo ważne – pomimo że lekcje odbyły się przez internet, a co za tym idzie – siłą rzeczy – był to w pewnym sensie kontakt na odległość, nie były to konwersacje prowadzone ot tak. Czuć było, że lekcja ma swój schemat, lektor zna metodykę działania na wylot i cały proces jest sensownie zaplanowanym rejsem z wyznaczoną destynacją, a nie dryfowaniem bez celu pośrodku językowego oceanu.
Feedback w praktyce
To, co bardzo mi się spodobało, to fakt iż po każdej lekcji, otrzymałem jeszcze tego samego dnia, na maila plik w formie PDF, w którym wypisane były wszystkie uwagi gramatyczne, dotyczące niemal każdego momentu, kiedy popełniłem jakiś błąd (bardzo szczegółowe, wręcz upierdliwe, ale bardzo przydatne). Oprócz tego otrzymałem listę nowych dla mnie słów i wyrażeń które pojawiły się w trakcie lekcji.
W oddzielnej tabeli otrzymałem też sugerowane czynności do wykonania w nadchodzącym tygodniu, które sprawią, że codziennie będę się rozwijał pod względem językowym. Dowiedziałem się gdzie mogę poćwiczyć wymowę, gdzie słownictwo, jakie video związane z moimi zainteresowaniami może być dla mnie idealne, jaki artykuł powinienem przeczytać, o czym i w jakiej formie mogę napisać, gdzie znajdę więcej informacji dotyczących uwierających mnie zagadnień gramatycznych, a nawet… dostałem propozycję odsłuchania konkretnego audiobooka (jako ćwiczenie z dziedziny passive listening). Ostatnim elementem PDFa był raport z dokonanego przeze mnie progresu, który jednak w moim przypadku oczywiście nie mógł mieć miejsca, gdyż nie byłem zwykłym kursantem. Podejrzewam jednak, że taki stały feedback od lektora potrafi wielu osobom dać pozytywnego kopa motywacji (choć i tak w nauce warto opierać się raczej na samodyscyplinie, o czym opowiadałem w oddzielnym filmie).

Kasia
Przy okazji mojej ostatniej lekcji angielskiego z Talkersami, mogłem doświadczyć w pełni środowiska w jakim działa ta nietypowa szkoła. Wiktor oprowadził mnie po gdyńskim Domu Talkersów, czyli głównej siedzibie firmy. Miałem okazję zajrzeć w każdy zakamarek i zobaczyć jak pracują zarówno lektorzy, jak i osoby zarządzające firmą.
Potem jeszcze tylko krótki moment na przygotowanie sobie kawy w ogólnodostępnej kuchni i… lekcja z lektorką Kasią. Kasią, która jak się okazało uwielbia psychologię i początkowo mieliśmy nawet porozmawiać o tym jak spożywanie cukru wpływa na działalność naszego mózgu… ale jako że jest to temat, który wałkowałem wiele, wiele razy na swoich studiach, poprosiłem byśmy ostatecznie porozmawiali o czymś innym. Lekcja odbyła się zatem w formie konwersacji o nauce bardzo różnych języków. Musiałem opowiedzieć ze szczegółami na czym polega wyzwanie Język w Rok, w czym język grecki jest trudniejszy od innych języków, które już znam i jak wygląda moja praca trenera językowego. Oprócz tego rozmawialiśmy też o najlepszych miejscach do życia. I znów osoba prowadząca lekcję, poprawiała moje drobne błędy gramatyczne i wskazywała w pewnych momentach jak jakąś myśl mógłbym ubrać w inne słowa. Co ważne – owe wtrącenia i poprawki nie miały wpływu na płynność rozmowy i nie wprowadzały zamieszania.
Halo, halo?
Ktoś z Was mógłby teraz powiedzieć – ale zaraz, zaraz. A gdzie native speakerzy? Dlaczego firma zatrudnia niemal wyłącznie lektorów z Polski. Zgadza się – wśród kilkudziesięciu lektorów pracujących dla Talkersów znajdziemy tylko jednego Amerykanina i jednego Australijczyka. Ale czy to problem? Moim zdaniem – wręcz przeciwnie!
Jeśli jesteśmy w sytuacji, w której trochę po angielsku rozumiemy, ale nasz poziom znajomości języka jest raczej mierny lub średnio-zaawansowany, a naszym celem nadrzędnym jest uzyskanie swobody w mówieniu, polski lektor może się sprawdzić nawet lepiej niż native speaker. A to dlatego, że polski lektor wie jak to jest uczyć się angielskiego. Zna Twoje rozterki, rozumie Twoją frustrację, kiedy po raz sto osiemdziesiąty używasz niepoprawnej konstrukcji gramatycznej, bo brzmi dla Ciebie nienaturalnie. Umie też wyłapać kalki językowe, zrozumieć co miałeś na myśli i na spokojnie wytłumaczyć Ci, co w danym momencie powiedziałby rodzimy użytkownik języka. Oczywiście – bywają native speakerzy, którzy są także dobrymi i cierpliwymi nauczycielami, ale dla klientów, do których swoją usługę kierują Talkersi, polscy lektorzy są nie gorszym, a może i zwyczajnie lepszym rozwiązaniem.

Podsumowanie
Moim zdaniem Talkersi to bardzo dobre rozwiązanie dla osób, które w swoim stylu nauki potrzebują kogoś, kto będzie dla nich językowym opiekunem. Rozumieją, że najważniejsza w nauce jest ciężka, sumienna i mądra praca własna, a jednocześnie chcą mieć możliwość regularnych konwersacji po angielsku z profesjonalnym lektorem. To, co podoba mi się w metodzie proponowanej przez Wiktora i jego zespół, to właśnie podkreślanie wagi sumiennej, samodzielnej nauki, a także strategia rozwoju językowego ucznia skrojona na miarę, niczym najlepszej jakości garnitur, z rzemieślniczej szwalni nieopodal winnic we Florencji. Polecam szczególnie tym osobom, które wciąż tkwią z angielskim na poziomie, który można opisać określeniem: „trochę rozumiem, ale kiedy mam się odezwać… <tu wpisz dowolny powód>„.
Jeśli masz ochotę zapisać się na lekcję próbną, wystarczy, że klikniesz w poniższe logo i wypełnisz formularz, do którego internetową ścieżką zostaniesz zaprowadzony. 😉