Język miłości podobno jest językiem międzynarodowym. Lub wręcz – ponadnarodowym. Nasza redakcja dała się porwać chwili i napisała dla Was historię pewnej miłości (tłumaczenie w drugiej części artykułu).
Машины, как обычно, ездили по мостовой, и дети смеялись, а ему казалось, как будто они смеются над ним. Шёл дождь, и он тоже вышел, а потом побежал – куда именно, неизвестно.
Det finnes jo ikke dårlig vær, bare dårlig klær-tenkte han. Han brydde seg ikke om regn dråpene som snek seg under den gamle jakken hans. Vinden blåste mer og mer.
Han rusade framåt. Den här galna körningen bröts inte ens av en gammal tidning som slog honom i ansiktet och fastnade på axeln. Han visste att han måste springa för att vara framme så snabbt som möjligt. Ingen kommer ju att vänta på honom.
Das heißt, niemand außer ihr. Doch gerade für sie lief er durch die Stadt bei solchem Wetter durch. In seinen Gedanken liebkosten schon seine Hände ihr Alabasterkörper, als er plötzlich wie festgewurzelt dastand.
– Schieße! Hab den verdammten Strauß vergessen! – fluchte er.
לא ויתר. הרי התאהבה בו ממבט ראשון וקודם כל היה לו קול מקסים. לעמת זאת פחד מן התגובה שלה, האם היא תסלחי את האיחור שלו וחוסר פרחים? לפתע ראה את הורד היפה הנטוש אולי ע״י אישה מאוכזבת איזשהו. האם זה סמן ואם להתנצל בהזדמנות? ההירהורים האלא הופרעו ע״י משהו, במקרה…
Era una donna che l’aveva urtato correndo e guardando il cellulare. Innervosito, ha iniziato a brontolare tra i denti:
– Guarda dove metti i piedi!
Poi ha alzato la testa e ha visto che era lei. All’inizio c’era un momento di silenzio imbarazzante, ma molto breve perché il suo sorriso ha sistemato tutto.
– Ma quanto sei bella! – le ha detto, dandole la rosa.
– Belle? Belle? C’est quoi la beauté? Elle n’est que passagère… – a-t-elle soupiré, lui sentant son coeur battre la chamade.
– Quel est le plus beau mot français que tu aies jamais entendu? – lui a-t-elle demandé en le surprenant. „Maintenant ou jamais” – a-t-il résolu.
– Parlons-en à la table. Je t’invite à dîner. Qu’en dis-tu?
– Bon, d’accord! Et cette fleur, c’est pour qui? – a-t-elle demandé, en indiquant la rose avec un clin d’oeil.
And they lived happily ever after, I suppose. Until they died, that is… but love stories don’t go that far, do they? Whatever. Yeah, The End. What? More British? Well, *bloody* The End. There is no tea here anyway – it’s just a prop. So yeah… happy Valentine’s Day.
Tłumaczenie
Samochody jeździły jak zwykle po moście i dzieci się śmiały, a jemu się wydawało, że one jak gdyby śmieją się z niego. Padał deszcz i on szedł, a później zaczął biec. Dokąd i którędy? Nie wiadomo. Nie ma przecież złej pogody, tylko złe ciuchy – pomyślał. Nie przejmował się kroplami deszczu, które wślizgiwały mu się pod starą kurtkę. Wiatr wiał bardziej i bardziej. Gnał przed siebie. Tego szaleńczego biegu nie spowolniła nawet stara gazeta, która pacnęła go w twarz i przykleiła się do ramienia. Wiedział, że musi biec dalej i jak najszybciej tam dotrzeć. Nikt nie będzie na niego czekać. Nikt poza nią, oczywiście. Wszak to dla niej przemierzał miasto w taką pogodę. W myślach już lawirował dłońmi po jej alabastrowym ciele, gdy nagle stanął jak wryty.
– Jasna cholera! Zapomniałem bukietu! – zaklął.
Nie poddał się. Zakochała się w nim przecież od pierwszego spojrzenia, a przede wszystkim, miał czarujący głos. Mimo to obawiał się jej reakcji, czy wybaczy mu spóźnienie i brak kwiatów? Nagle zauważył piękną różę, porzuconą, być może, przez jakąś zawiedzioną kobietę. Czy to znak i czy skorzystać z tej okazji? Te rozważania jednak coś mu przerwało… To była kobieta, która wpadła na niego w biegu, patrząc w telefon. Zdenerwowany, przez zęby zaczął mamrotać.
– Patrz, gdzie idziesz!
Potem podniósł głowę i zobaczył, że to była ona. Na początku nastała chwila niezręcznej ciszy, bardzo krótka, bo jej uśmiech wszystko naprawił.
– Ależ Ty jesteś piękna! – powiedział, wręczając jej różę
– Piękna? Piękna? Czym jest piękno? To tak ulotne… – westchnęła, a on poczuł jak jego serce galopuje mu w piersi.
– Jakie jest najpiękniejsze francuskie słowo, które kiedykolwiek słyszałeś? – zapytała, zaskakując go. „Teraz albo nigdy” – postanowił.
– Porozmawiajmy o tym przy stole. Zapraszam cię na kolację. Co Ty na to?
– Zgoda! A ten kwiatek to dla kogo? – puszczając oko wskazała na różę.
I żyli długo i szczęśliwie. Tak sądzę. Znaczy się – aż nie umarli, ale historie miłosne nie ciągną się aż tak długo, prawda? Zresztą… Nieważne… “Koniec”. No co? Ma być bardziej brytyjsko? “Cholerny The End”. Wesołych Walentynek.