Rok temu Językowa Siłka opublikowała mój artykuł o norweskich dialektach, w którym przy okazji pokusiłam się o próbę odpowiedzi na pytania, czy język Kraju Fiordów jest trudny i jeśli tak, to co go takim czyni. Oczywiście, nie jest to pytanie, na które można odpowiedzieć jednoznacznie. Jednak może ono nam pomóc zidentyfikować pewne pułapki, w które łatwo wpaść (w szczególności na początku nauki). A zatem, jak bardzo norweski jest norweski?
O mentalności języka i mieszkańców Kraju Fiordów
Każdy język to potężny i unikalny twór. Tego, co jest w nim łatwe, a co trudne, nie da się określić obiektywnie. W przypadku norweskiego jedną z cech, które czynią drogę do jego opanowania wyboistą, jest wielodialektowość. W oczywisty sposób utrudnia ona jego opanowanie, jednak z drugiej strony nadaje mu elastyczności, a jego użytkownikom pozwala na spory indywidualizm. To oznacza, że w praktyce każdy może mówić tak, jak chce. Dziś, mając za sobą kolejny rok nauki tego osobliwego języka i codziennego życia wśród jego native speakerów, chciałabym opisać inną, równie ważną jego cechę. Cecha ta czyni go wyjątkowym i w nieoczywisty sposób może stanowić wyzwanie dla osób, których językiem ojczystym jest język polski.
Myśl jak Ola Nordmann[1]!
Pewnie nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że język polski to język wielkich możliwości twórczych. Od pierwszych lat edukacji uczymy się o tym, jak ważna jest elokwencja i umiejętność logicznego formułowania przekazu w zgodzie z naszą zawiłą, ale i fascynującą gramatyką, przy użyciu bogactwa słów i środków stylistycznych. Często przyjmujemy to za oczywistość. Zakładamy, że ucząc się języków obcych (a później ich używając), powinniśmy stosować się do tych samych standardów. Uczymy się, ze im bardziej skomplikowany tekst czy rozbudowana wypowiedź, tym mądrzej brzmi i świadczy o wysokich umiejętnościach autora, a słowno-gramatyczna wirtuozeria to zawsze duży plus dla mówców czy twórców wszelakich utworów literackich.
W przypadku języka norweskiego biegłość językowa jest jednak zupełnie czym innym niż w języku polskim. Po norwesku estetycznie i na wysokim poziomie znaczy tyle co prosto, klarownie i bezpośrednio. Złożona metaforyka i słowne labirynty zarezerwowane są dla poetów, a trudne i rzadkie terminy dla fachowców i ekspertów. Trzeci punkt prawa Jante mówi: „Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas!” (Sandemose 2019). Mimo iż słynna powieść autorstwa Duńczyka Aksela Sandemose to fikcja, to ta zasada jest jak najbardziej obecna w skandynawskiej rzeczywistości. Powinniśmy o niej pamiętać także w kontekście komunikacji. Chcąc dobrze mówić i pisać po norwesku, musimy myśleć po norwesku. Stosowanie polskich wymogów i wytycznych zaś, mimo dobrych intencji czy dużych ambicji, może zapędzić nas w językowy kozi róg.
Kulturowe odniesienia
Jak wiadomo, każdy język naturalny funkcjonuje w jakimś kontekście kulturowym, a różne jego cechy mówią wiele o mentalności grup, które się nim posługują. Z samej semantyki czy pragmatyki języka wiele można wyczytać na temat kultury miejsca, w którym powstał lub był rozwijany. (Gdybym pisała ten tekst po norwesku, miałabym już z tylu głowy myśl, że muszę wyjaśnić, czym jest semantyka i pragmatyka. Przecież nie tylko językowi pasjonaci będą mieli dostęp do tego tekstu, ale też nowicjusze i absolutni laicy). Egalitarny naród to egalitarny język. Stąd kolejne jantejskie przykazanie: „Nie sądź, że jesteś lepszy od nas” (Sandemose 2019) dobrze wpisuje się w charakterystykę mentalności norweskiego.
Skoro nie ma ludzi lepszych i gorszych, to oba warianty (bokmål i nynorsk), a także wszystkie dialekty są sobie równe. Nawet jeśli niektóre są bardziej powszechne i chętniej przyswajane przez przyjezdnych. Norwegowi wręcz nie wypada próbować mówić inaczej niż tak, jak go nauczono w rodzinnej miejscowości. Chyba że zasoby leksykalne rozmówcy za bardzo różnią się od jego własnych i trzeba znaleźć kompromis. (Wspólny język w ramach wspólnego języka – czyż nie brzmi to absurdalnie?) Drugi wyjątek to ten, gdy zmiana miejsca zamieszkania i otoczenia naturalnie spowoduje powstawanie naleciałości. Dość często zdarza się, że osoba pochodząca na przykład z Sørlandet (Południe) czy Vestlandet (Zachód), która spędziła większość życia w stolicy, może naturalnie przejąć całkiem sporo tubylczej leksyki czy składni i stworzyć kolejną dialektową hybrydę. W tym aspekcie język norweski jest jak niekończąca się opowieść.
Norwegowie nie gęsi!
Norwegia to także kraj, który bardzo dba o swój PR, a jej mieszkańcy uwielbiają opowiadać, co jest typowo norweskie (typisk norsk). Są oni bardzo przywiązani do swoich tradycji i zasad współżycia społecznego – jasno określonych i powtarzanych przez rząd, media i przez nich samych. Bardzo poważnie podchodzi się do wykładania norweskich wartości (norske verdier) obcokrajowcom, szczególnie tym spoza krajów nieeuropejskich i niezachodnich, co ma być pomocne w integracji. Czasem może się wydawać, ze Norwegowie to dość homogeniczny kulturowo naród, jednak z drugiej strony wakacje na południu Europy (Syden) to już swego rodzaju narodowa tradycja.
Stany Zjednoczone to także dość częsty cel podroży Norwegów i nie da się nie zauważyć, że kultura norweska od dziesięcioleci romansuje z amerykańską. To też bardzo dobrze widać w ścieżkach ewolucji języka. Zapożyczenia z angielskiego są powszechne w języku mówionym, choć lepiej unikać ich w tekstach pisanych, tym bardziej jeśli przygotowujemy się do egzaminu z języka norweskiego. Niepotrzebne amerykanizmy mogą nam obniżyć ocenę. Wszak Norwegowie nie gęsi, a swój język (norweski) mają! A nawet dwa!
Przepis na dobry norweski tekst
Synonimy i idiomy – bardzo proszę! Jednak bez przesady. Słowa wyszukane i rzadko używane mogą stanowić pułapki zarówno dla twórcy jak i dla odbiorcy, a zbyt złożone metafory mogą być po prostu niezrozumiale. Musimy pamiętać, że potencjalny adresat naszej wypowiedzi może nie mieć szczególnie dobrze rozwiniętej umiejętności analizy treści. Jak mawiał mój ulubiony nauczyciel z Folkeuniversitetet: „Twój tekst, niezależnie od tego czego dotyczy, ma być jak najbardziej zrozumiały dla każdego – tak samo dla profesora na uniwersytecie, jak i dla kasjera w sklepie Rema1000”.
Dlatego nie tworzymy zdań „ciężkich”, czyli wielokrotnie złożonych, nawet jeśli jakimś cudem uda nam się zachować szyk. Często zamiast przecinka lepiej postawić kropkę, zwłaszcza gdy w zdaniu mamy przyimki. Dziennikarz Bård Borch Michalsen w swojej książce Skriv bedre! (Pisz lepiej!) zaleca, by nie umieszczać więcej niż trzech przyimków w jednym zdaniu. Nieważne, że krótkie konstrukcje mogą nam się wydawać zbyt proste lub wręcz dziecinne. Takie mają być i musimy się do tego przyzwyczaić. Prawdopodobnie to w tym aspekcie, obok swojej wielodialektowości, język norweski najbardziej mentalnościowo rożni się od polskiego.
Norweskie eufemizmy…
Co jeśli chodzi o eufemizmy? Są one jak najbardziej wskazane, choć w wielu przypadkach nie będą potrzebne. Dupa w norweskim artykule prasowym będzie po prostu dupą, a nie czterema literami, a jeśli ktoś się zajebiście wkurwi, to będzie zajebiście wkurwiony, a nie bardzo zdenerwowany. Jednak staramy się nie doprowadzać do takiego stanu rzeczy i zanim jakaś sytuacja bardzo nas zdenerwuje, mówimy o niej, że jest po prostu dziwna (rar, merkelig).
Można jednak mówić otwarcie że coś jest głupie. Jeśli opowiem koleżance z pracy, że wczoraj zostawiłam portfel w sklepie i dziś jestem bez pieniędzy, na pewno w odpowiedzi usłyszę: Det var dumt! (‘To było głupie!’), co wcale nie będzie oznaczało, że w oczach koleżanki to ja jestem głupia. Głupia jest sytuacja, w której się znalazłam w konsekwencji nieprzewidzianego zdarzenia. Musimy jednak pamiętać, że użycie przymiotnika dum w stosunku do osoby jest już niegrzeczne, tak samo jak w języku polskim. Jeśli chodzi o osoby, musimy być powściągliwi.
…i inne takie niemiłe słowa
Kiedy chcemy wyrazić się o kimś negatywnie, wystarczy że powiemy, ze jest spesiell albo w bardzo poważnych przypadkach veldig spesjell. Norweg dużo rzadziej niż Polak posunie się dalej. Żeby zasłużyć sobie na soczysty epitet („Ty taki owaki!”) albo chociażby na miano idioty, trzeba się trochę bardziej postarać lub trafić na osobę źle wychowaną. Warto też wspomnieć, że w Norwegii funkcjonują wewnętrzne stereotypy. Według nich mieszkańcy niektórych regionów mają gorętszy temperament i pozwalają sobie na więcej wylewności i bardziej odważne sformułowania. Legendarna północnonorweska bezkompromisowość językowa jest zjawiskiem tak wyraźnym, że stała się w końcu obiektem badań językoznawców.
Profesor Ruth Vatvedt Fjeld z Uniwersytetu w Oslo twierdzi, iż język ludzi pochodzących z północy Norwegii jest bardziej bezpośredni w porównaniu z tym, którego używają mieszkańcy Południa. Jak się okazuje, nawet w tak ścisłe zdefiniowanym kulturowo i hermetycznym środowisku, jakim jest Norwegia, pole relacji międzyludzkich może być bardzo obszerne i zróżnicowane, co widać i słychać.
A więc jak bardzo norweski jest norweski?
Zrozumienie skandynawskiego modelu postrzegania rzeczywistości może nam bardzo pomoc w dobrym opanowaniu języka norweskiego. Warto zacząć już na początku nauki starać się formułować myśli w uproszczony sposób. Nawet jeśli czasem nasza własna wypowiedź może nam się wydawać uboga i przypominać nieprzyprawioną zupę. W miarę nauki i poszerzania zakresu słownictwa zauważymy, że mimo tej językowej ascezy jesteśmy w stanie wyartykułować coraz więcej i sprawnie komunikować się za pomocą prostych konstrukcji. Taka jest właśnie mentalność języka norweskiego.
Wypada jeszcze wspomnieć, że o „mentalności języka”, usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu od pewnego księdza misjonarza. Z wielką pasją opowiadał o swoich doświadczeniach w nauce języka francuskiego na obszernej kanwie kultury Francji i krajów francuskojęzycznych. Stwierdziłam wtedy, że żadne inne pojęcie tak dobrze nie oddaje, czym jest ogół cech języka nadawanych mu przez grupę użytkowników i ich własną mentalność. W tym kontekście język norweski jest dla kultury Norwegii jak najczystsze zwierciadło. Widać w nim szereg cech, którymi sami Norwegowie lubią się opisywać i z których czują się dumni. Jedną z nich jest właśnie prostota. Paradoksalnie może się ona okazać dla nas jedną z największych trudności w jego nauce.
Przypisy:
[1] Ola Nordmann – metonim, fikcyjna postać posiadająca cechy typowego mieszkańca Norwegii, tak jak Jan Kowalski w Polsce czy John Smith w Wielkiej Brytanii.
Autorka artykułu Jak bardzo norweski jest norweski? opublikowanego na łamach Językowej Siłki w ramach Call For Papers 2020.
Anna Paszko
Na co dzień siłuje się z norweskim i angielskim, chociaż czasem rykoszetem obrywa też szwedzkim i duńskim, do których po woli zaczyna się przekonywać. Prywatnie i zawodowo związana z Norwegią. Studiowała zarządzanie, politologię oraz bibliotekoznawstwo, a języki obce to jej największa pasja zaraz po gotowaniu.
Źródła:
Bård Borch Michalsen (2017). Skriv bedre – håndboka for deg som vil skrive så jobben blir gjort. Oslo, Spartacus.
Aksel Sandemose (2019). Uciekinier przecina swój ślad. Warszawa, Wydawnictwo Czarne.
NRK (2015). https://www.nrk.no/nordland/nordlendinger-hardest-i-sprakbruken-1.12251728
NRK (2020). https://www.nrk.no/vestland/martin-er-drit-lei-kattar-som-gjer-fra-seg-i-hagen-hans-1.15041884
TV2 (2020). https://www.tv2.no/a/11202999/