Mieszkam na Tajwanie i chcę być niezależna, więc uczę się chińskiego. Uczę się sama, męcząc męża i rodzinę ciągłymi pytaniami i prośbami – a jak to powiedzieć, a jak to napisać, a dlaczego? Nie jestem ani filologiem, ani lingwistą, więc nie będę pisać o technicznych sprawach tego języka. Napiszę za to, dlaczego go kocham, a jednocześnie nie znoszę. Ale zanim do tego dojdę…
Język chiński – kilka faktów:
– język tonalny (4 specyficzne tony plus 1 neutralny), pismo – powszechnie nazywane znaczkami lub krzaczkami,
– ponad miliard ludzi używa języka chińskiego,
– język oficjalny – oczywiście w Chinach, na Tajwanie, w Singapurze,
– posiada ponad 100 dialektów, tylko 10 z tej grupy jest powszechnie używanych,
– lingua franca w krajach chińskojęzycznych to wprowadzony przez Chińską Republikę Ludową w latach 50. standardowy język mandaryński. Tajwańczycy używają tradycyjnego chińskiego, a ludność mieszkająca w Hongkongu i Makao – kantońskiego. O nich więcej w kolejnym artykule.
Dlaczego kochany?
– bo brzmi jak muzyka,
– bo jest trudny i całkowicie inny od języków europejskich,
– bo pokazuje, że ciężka praca przynosi efekty (w końcu mogę zamówić kawę w kawiarni i dostaję kawę, GORĄCĄ, z cukrem i bez mleka – na Tajwanie niespotykane 🙂 ),
– bo każdy znak jest obrazem i historią,
– bo jest językiem mojego męża i dziecka.
Dlaczego go nie znoszę?
– bo jest tonalny, a mój trzylatek używa tonów lepiej ode mnie 😛
– bo nauka pisania i czytania wymaga ogromnego wysiłku, a ja bym chciała czytać, czytać i jeszcze raz czytać,
– bo słowa wymawiane w ten sam sposób mają całkowicie różne znaczenie i łatwo o nieporozumienia.
Podsumowując, język chiński jest piękny i wymagający. Raz go nie znoszę, rzucam książki, wołając: “nigdy więcej krzaczków, spalić wszystkie podręczniki”, a następnie zachwycam się kolejnym słowem, znakiem czy wyrażeniem.
Także kiedyś próbowałem się “siłować” z tym językiem i na pewno do niego wrócę. Mam identyczne uczucia – uwielbiam go i nie cierpię zarazem. Czekam też na więcej tekstów na temat Tajwanu i chińskiego!